Dzisiaj miałem piękny sen, naprawdę piękny sen. Był to sen o Victorii. Czyli o zwycięstwie. Śniło mi się, że selekcjonerem reprezentacji Polski zostaje Wojciech Kowalczyk, który w naszej narodowej kadrze ma nieograniczone kompetencje. Zostań subskrybentem Przeglądu Sportowego dzięki pakietowi Onet Premium. Oferta, jakiej nie było! Miałaś pierwszy seks po molly-percocets. A rano budzisz się, ale ty wiesz jak jest. Wiesz jak jest , suko ty wiesz jak jest (oh) [refren x2] Miałaś pierwszy seks po molly-percocets. A rano budzisz, ale ty wiesz jak jest. Widzisz węża w tle, na spodniach gucci belt. Miałem pierdolony sen, miałem hundred bands. [zwrotka] SEN O VICTORII - Dżem (Muz.: P. Berger, sł.: Ryszard Riedel Dzisiaj miałem piękny sen, naprawdę piękny sen. Wolności moja, śniłem, że wziąłem z tobą ślub. Słońce nas błogosławiło i Księżyc też tam był, wszystkie gwiazdy nieba, nieba, wszystkie gwiazdy pod. O Victorio, moja Victorio! Dlaczego mam cię tylko w snach? Piękny sen przyjdzie niepostrzeżenie, zabierając Cię na całą noc do krainy, w której wszystko jest możliwe – krainy wyobraźni… A rano znów poczujesz miękkość pościeli, która Cię otuliła, i z uśmiechem zaczniesz nowy, pełen wyzwań, dzień. Miałem dzisiaj sen… Miałem dzisiaj piękny sen. Śniła mi się Polska. Śniła mi się moja Ojczyzna tak piękna, że nie mogłem od niej oderwać oczu. Zachwycony stałem i patrzyłem, nie mogąc uwierzyć… Wszystko było tak jak powinno być, wszystko miało swój porządek i miejsce. Wczoraj miałem piękny sen. Śniło mi się, że razem z kolegami biegałem po boisku. Graliśmy mecz. Dziewczyny przyszły nam kibicować. Przygotowały nawet kolorowe transparenty i umieściły je na drewnianych kijach. Pierwszy gol należał do Dawida. Moj był kolejny. Usłyszałem:"Strzelaj!". Piłka niczym rakieta trafiła w światło . Piękny sen miałem, powiem wam szczerze pamiętam dobrze o czym dziś śniłem że coś takiego w jaźni mej kwitnie po prostu – /mówię!/, sam nie wierzyłem piękna blond pani, /twarz zapamiętam/ aż do tej pory jej nie widziałem leżąc wpółnaga, śmiejąc się słodko wyraźnie czegoś oczekiwała z wrażenia zbudzić aż się nie chciałem wiedząc że wszystko tylko wyśniłem myślałem, po co, na co…i czemu/?/ wtem swoją nagość też zobaczyłem myślę więc sobie, – szkoda tej pracy po co ma marznąć, tak się marnować nie będę jeleń, szkoda tej nocy zacząłem w głowie już kombinować ważąc; za / przeciw, przypominając że obok leży ma czujna żona jak z dwiema obok urządzić seksik tak by nie czuła się urażona?! nie sposób wszakże i nie pojęte takie numery w kraju nad Wisłą chwilę to trwało, nim ją objąłem wtedy marzenie jak bańka prysło wówczas z decyzją było też łatwiej bez zbędnych skutków, piętn i przewiny o pięknej pani w mig zapomniałem tuląc się mocniej do swej dziewczyny *** Dodać nie muszę, morał wszak znacie choć piękne wabi, nęci i kusi gdy wrona w garści, – na diabła sójka! nie bądź jak dzięcioł co dziargać musi Featured On We don‘t have an album for this track yet. View all albums by this artist Featured On We don‘t have an album for this track yet. View all albums by this artist Don't want to see ads? Upgrade Now External Links Apple Music Don't want to see ads? Upgrade Now Shoutbox Javascript is required to view shouts on this page. Go directly to shout page About This Artist Do you have any photos of this artist? Add an image Dzieci Sarah Lynn 14 listeners Related Tags Add tags Do you know any background info about this artist? Start the wiki View full artist profile Similar Artists Zespół Sztylety 1,728 listeners Gołębie 1,282 listeners Lowpass 7,207 listeners PurpleHaze 1,802 listeners Asthma 9,553 listeners Zwidy 3,956 listeners View all similar artists Uwielbiam weekendy. Ten moment pakowania się, wyłączania wszelkiego sprzętu, ogarniania biurka wczesnym popołudniem piątkowym. Pustym korytarzem przechodzę, nie oglądając się za siebie. Panuję nad sytuacją. Dystyngowana pani magister – z dziennikiem pod lewym przedramieniem, z torbą i służbowym laptopem w prawej ręce. Idę dostojnie, wszelkimi siłami powstrzymując się przed tym, by nie zakrzyknąć po wariacku: Łabadabadu! Yes! Yes! Yes! Hura! Jaaałłłł! Albo jeszcze jakieś inne okrzyki przyczajonej we mnie radości, które jeszcze tłamsiłam w sobie. Bo jakże to by wyglądało – szanowana, poważna, rozważna i na pewno romantyczna, stonowana pani polonistka i takie tam wygłupy?! A pfe! Nie przystoi. Jeszcze chwilę ciało, umysł i zmysły trzymam w ryzach… ale już kiedy wsiadam do samochodu, przymykam oczy, wypuszczam powietrze, otrząsam się z całego ciężkiego tygodnia i krzyczę wniebogłosy: „Jak ja kocham piątek! Programowo sprzątam, piorę, prasuję, gotuję… Taka skrzętna gospodyni. Oby tylko jak najwięcej czasu mieć w sobotę. Tak też było i tej soboty … Dzień nad wyraz cudnie ślimaczył się jakby ktoś uruchomił tryb „zwolnione tempo” Widok za oknem nie skłaniał do wyjścia, co tym bardziej mnie cieszyło i mogłam snuć się z kąta w kąt, przysiadać przy komputerze, by zaglądać na FB, poczytać książkę, posłuchać muzyki… Trochę czasu strawiłam w łazience, ratując resztki urody. A potem…potem dokonałam analizy godzin przespanych, nieprzespanych, straconych na nocnych rozmyślaniach, na przeganianiu zastałego pod powiekami obrazu, na obmyślaniu dnia następnego, na wszelkich troskach, smutkach, radościach. Tym to sposobem dochodziłam do wniosku, że ze snem to jestem absolutnie do tyłu. Rozgrzeszona, zwinięta w kłębek, otulona kocem pozwalam sobie na odrobienie straconego snu. Ach! Sny! Lubię spać i lubię śnić! I niekiedy tam mam, że sobie śnię odcinkami. Zupełnie jak w serialu. Ot! po prostu. Pierwszy odcinek, drugi i tak dalej. Czasem prześpię jakiś odcinek, ale sobie domyślam i dalej! Bywa, że mi się sny pogmatwają i tracę orientację, kto jest z jakiego snu. Ileż się wtedy muszę nakombinować, by sobie zaśnić nowy sen, co to ma ręce i nogi. Czasem mi się udaje, czasem nie. Całkiem tak, jak to na jawie bywa! Nieraz muszę przeganiać, bo mi się jakieś koszmarne paskudztwo usadowi w głowie i trawi, toczy niczym jakieś przebrzydłe robaczysko. Nie są te moje sny tak szlachetne jak te o wolności, czy o Victorii (Dżemu) ani tak wieszcze jak sen Senatora czy Konrada (Dziady). ani tak jak u Kochanowskiego- oczyszczające i kojące, ani o potędze, ani patetyczne, ani o dolinie ani o Warszawie… Takie tam moje oniryczne majaki. Mądrala od snów – Freud powiadał, że w rzeczywistości sennej spełniają się różne marzenia; podświadome, przedświadome, nieświadome, niezrealizowane, w ciągu dnia, stłumione w ciągu dnia, ciągnące się od dzieciństwa i od tegoż dzieciństwa tłamszone. No więc ja położyłam się tej pięknej soboty i .. Ach!... Miałam piękny sen… Śniło mi się, że dostałam maila. Mail był zupełnie realny. Bez żadnych kwiatków, emotikonów serduszek, buziek ani innych. W polu „od”… podana nazwa znanego wydawnictwa. Najpierw pomyślałam, że to pewne kolejne wydawnictwo, które mi napisało: Dziękujemy, ale nie jesteśmy zainteresowani Pani twórczością. Niemniej życzymy owocnej pracy. Ale nie tym razem. O nie! Teraz przeczytałam: Szanowna Pani jesteśmy zainteresowani wydaniem Pani powieści… potem czytałam peany na temat tego jak świetnie piszę, jakim pięknym językiem operuję, jak fantastycznie kreuję bohaterów, jak przemyślnie konstruuję świat przedstawiony w swoich powieściach i jak doskonale dopełnia tego wszystkiego narracja. I dalej ( w tym moim śnie) pojawia się rzesza ludzi – od redakcji, od grafiki, od reklamy, od umów – na czele z samym PANEM REDAKTOREM PROWADZĄCYM , którzy to pracują na mój i ciupeńkę też na swój sukces. Trochę jestem tym wszystkim przerażona, bo dotąd pisałam sobie na karteczkach, karteluszkach, na każdym miejscu i o każdej porze. Uwielbiałam bruliony, notesy. Zawsze wyszukiwałam takie, które wyróżniały się grubą okładką, wytłaczaną obwolutą. Chowałam to wszystko w kartony po butach ( a butów ci u mnie dostatek jak u Żyda czapek ) i pchałam pod łóżko, do szaf. A kiedy dopadła mnie technika w postaci komputera przenosiłam to wszystko do folderów i mam. I tak sobie popisywałam a tu… Masz Pani!!! TAKIE WYDAWNICTWO! I JA –ZWYKŁA GOŚKA MAM SIĘ STAĆ ICH ZNAKIEM FIRMOWYM, IKONĄ, ™( TRADEMARK)! WAW!! I dalej w tym śnie… Strasznie trudno było mi przywyknąć do tego. Wszędzie widziałam swoje nazwisko. Moje książki rzędami stały na półkach „tych” księgarni, billboardy na rondach, budynkach atakowały zewsząd. Splendor, sława… I dalej w tym śnie… szukałam miejsca, gdzie cicho i spokojnie, gdzie mogłam sobie popisywać na kartkach, karteluszkach… I obudziłam się ( bo to nie był taki strasznie długi sen). Kilka minut mi zeszło nim doszła do mnie świadomość czasu i miejsca. Przetarłam zaspane oczy. Tu pokój. Ta sama sceneria, ten sam widok za oknem. Lecę w te pędy do komputera. A więc to tak? Nie było żadnego maila, ani żadnego redaktora… ani wydawnictwa… Ot! Sen! Ulotny, Nietrwały! Naiwna projekcja oczekiwań i marzeń!Ponoć każdy ma takie sny, na jakie zasługuje… Ludzi online: 1486, w tym 37 zalogowanych użytkowników i 1449 gości. Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności.

wczoraj miałem piękny sen